SANICOLE AIRSHOW 2015

SANICOLE AIRSHOW 2015

Od kilku lat na belgijskiej ziemi organizowane są niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju pokazy lotnicze. Każdego roku spokojny, piątkowy wrześniowy wieczór na lotnisku Leopoldsburg Beverlo zmienia się w wieczór gwarny i pełen emocji. Tak też było 18 września 2015 roku, kiedy to po raz piąty zorganizowano Sanicole Sunset Airshow, pokazy będące dla każdego miłośnika lotnictwa niepowtarzalnym przeżyciem. Jako jedne z niewielu na świecie odbywają się późnym popołudniem i trwają do momentu, gdy słońce chowa się za linię horyzontu i ustępuje miejsca granatowemu niebu. Wtedy, gdy owiewki maszyn na innych pokazach przykrywane są pokrowcami, w Belgii zabawa dopiero się zaczyna. Zapraszamy na opowieść o Sanicole Airshow, pokazach, które zrobiły na nas ogromne wrażenie i na długo pozostaną w naszej pamięci.

Sanicole Airshow w 2015 roku odbyło się w przedostatni weekend września, od 18 do 20 dnia tego miesiąca. Dokładnie w tym samym terminie zorganizowano NATO Days w czeskiej Ostrawie, w trzyosobowym składzie postanowiliśmy jednak przerwać coroczną tradycję wyjazdów na południe i tego roku obrać kierunek na zachód. Z Gdańska wyruszyliśmy już w czwartek, tak, by na spokojnie dojechać w okolice pokazów na godziny wczesnopopołudniowe. Zajechaliśmy na lotnisko pod miejscowością Leopoldsburg ze sporym zapasem czasowym. Do otwarcia bram pozostało półtorej godziny, nastroje klasycznie nie zawodziły, a napięcie podnosiły dźwięki rozgrzewających się maszyn.

Gdy słońce powoli zaczęło obniżać się ku horyzontowi, na niebie Sunset Airshow już pojawiły się pierwsze gwiazdy. Niemal na otwarcie pokazów nad aeroklubowe lotnisko Beverlo z hukiem nadleciał zespół Patrouille de France, latający na 8 samolotach Dassault Alpha Jet. Gdy Francuzi prezentowali zapierające dech w piersiach formacje, efektowne naloty, widowiskowe rozejścia i mijanki dowodzące wysokiej precyzji latania, do pokazu szykował się już brytyjski zespół Red Arrows. Nie mogło być inaczej – czerwone strzały BAE Systems Hawk T1 dodatkowo podniosły wysoko juz postawioną przez francuski zespół poprzeczkę, wykonując spektakularne „break’i” lecąc wprost na zgromadzoną publikę. Na popołudniowym niebie pokazały się też takie atrakcje jak szwajcarski F-18 czy wykonująca akrobacje Melissa Pemberton. Niebo powoli ciemniało, gdy powietrze przeszył huk dopalacza belgijskiego F-16, fundując zgromadzonym niezapomniany widok rozświetlającej niebo „marchewy”. Granat został jednak prawdziwie rozświetlony przez główne gwiazdy wieczornych pokazów, włoski zespół Pioneer Team i holenderskie demo AH-64D Apache, wyrzucające setki flar niczym prawdziwe fajerwerki, które pojawiły się także na zakończenie Sunset Airshow. Pełni wrażeń i mokrzy od deszczu, który uniemożliwił pełną realizację programu, wróciliśmy na camping, aby nie kryjąc zachwytu po raz kolejny móc obejrzeć „gwiazdy” na ekranach naszych aparatów i wyspać się przed kolejnym pełnym wrażeń dniem.

Na sobotę zaplanowano przerwę w pokazach i organizację tak zwanego spotterday, czyli wejścia do belgijskiej bazy wojskowej Kleine Brogel, na terenie której stacjonowało większość maszyn biorących udział w pokazach. Z początku gromadzący się na terenie bazy pasjonaci zmuszeni byli do oczekiwania na poprawę warunków atmosferycznych. W międzyczasie przeprowadzone zostały treningi pokazów dynamicznych w wykonaniu belgijskich śmigłowców Agusta A109 i NH90. Mieliśmy także zaszczyt odwiedzić wnętrze samolotu legendy, Lockheeda Super Constellation latający pod pieczą Breitlinga. Maszyna wywarła na nas tak ogromne wrażenie, że postanowiliśmy napisać o niej oddzielny artykuł powiązany z obszernym materiałem zdjęciowym. Gdy pogoda uległa poprawie, samolot poleciał na próbny pokaz nad lotnisko Beverlo razem ze szwajcarskim zespołem Patrouille Suisse. Constellation na niedzielnych pokazach miał wykonać „urodzinowy” przelot razem ze szwajcarskimi F-5 Tiger – maszyna akurat obchodziła 60-lecie swego istnienia. Prócz Lockheeda na płycie Kleine Brogel pojawiły się także inne oldtimery – Hunter i Trojan. Przed naszymi obiektywami kołowały przeróżne statki powietrzne, takie jak zespół Red Devils, polskie Su-22, belgijski Falcon, czy wspominane już wcześniej szwajcarskie Tigery jadące „gęsiego”. Obserwowaliśmy także odloty zespołów PDF i Red Arrows oraz tzw. supportów – efektowne starty belgijskiego C-130 i francuskiego Transalla. Nad płytą lotniska trenowały także belgijskie F-16, zarówno solo, jak i w formacji. Dostaliśmy znakomity przedsmak tego, co miało się dziać na niedzielnych pokazach. Podziwiając belgijskie krajobrazy udaliśmy się na wyczekiwany wieczorny relaks na campingu, gdzie przy „belgijskim kuflu” mogliśmy omówić cały fotograficzny dzień.

W niedzielę odbyły się z kolei 38 dzienne pokazy Sanicole Airshow. Program był dużo bardziej rozbudowany od tego piątkowego, jednak całe show odbywało się centralnie pod słońce, co skutecznie uniemożliwiało fotografowanie. Warto było jednak popatrzeć na maszyny, których na co dzień się nie widuje. Mowa tu o takich rarytasach jak wspomniane wcześniej śmigłowce A109 i NH90 występujący razem z maszyną Sea King, wspólny przelot B-25 Mitchell  i Supermarine Spitfire, PBY-5A Catalina czy przelot Constellation z F-5 Tiger. Na niebie pojawiły się także belgijskie solo na F-16, francuskie zielone Rafale, polskie Su-22, holenderski Apache czy szwajcarskie solo na F-18 Hornet i Patrouille Suisse. Co ciekawe, mogliśmy także obserwować wzlot maszyny Boussard z przyczepionym do grzbietu niczym wahadłowiec elektrycznym Cri-Cri. Wspaniały dzień pokazów zamknięty został przez niedościgniony włoski zespół Frecce Tricolori. Klasycznie, zapierający dech w piersiach pokaz uświetniony został włoskim hymnem narodowym. Zaśpiewał Pavarotti, a niebo zaścieliło się grubą warstwą kolorowego dymu w barwach włoskiej flagi. Nie mogło być lepszego zakończenia tego rewelacyjnego i jedynego w swoim rodzaju Sanicole Airshow.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na lotnisku we Frankfurcie nad Menem oraz w Lipsku Halle, fotorelacja z wizyty w tych miejscach już wkrótce. Zamiana wyjazdu na NATO Days na belgijskie pokazy okazała się strzałem w dziesiątkę i z pewnością będziemy odwiedzać kolejne edycje Sanicole Airshow. Była to dosłownie totalna eksplozja lotniczych emocji i wrażeń, co widać na miniaturce dołączonej do artykułu. Wizytę na Sanicole polecamy każdemu, kto w lotnictwie widzi magię. Tam, na belgijskiej ziemi, magia nie tylko pozostaje w naszej wyobraźni, ale i ukazuje się na niebie wprost przed naszymi oczami.

Tekst: Jakub Nanowski